piątek, 26 listopada 2010

Pranie pachnące cynamonem

Piątek. Dziś pranie pachnie szarlotką z budyniem. Są takie chwile, kiedy siadasz na własnej kanapie, rozprostowujesz dłonie i skrobiesz materiał szorstkiego pod dotykiem obicia. Obicie jest szare, wzór układa się w gęstą kratkę. Tło wypełnia odgłos wirującej pralki. Pierze się czarne. Jedynym światłem to odbite w lustrach przedpokoju, czające się w łazience. Pika inteligentny piekarnik. Czas spróbować szarlotki i wyciągnąć pranie. Jest bezpiecznie, jest chill, jest out...

czwartek, 25 listopada 2010

Wstydu się najeść

Spotkałem się ze znajomym, działającym zawodowo na fejsie, który rozwinął przede mną mroczną stronę społeczności, przeniesionej z rzeczywistych relacji w świat społecznościówek. Chodzi o "wykluczenie", a po naszemu: zajebiste ciśnienie, że twojego postu na tablicy nikt nie skomentuje, albo nie "polubi".
To generuje potrzebę zwiększenia kręgu znajomych, u których pojawiać się będzie "mój wpis" i którzy będą mogli go zauważyć i jakoś skomentować.
To wpędza i napędza i kontroluje i ciekawe czy o tym już coś powstało...

Ciśnienie jest fajne jeno w piosence Queenu.

czwartek, 18 listopada 2010

Nowa pralka

Mam pralkę. Kupilim w poniedziałek, w środę czekała ze swoim opiekunem z firmy kurierskiej. W tą samą środę wieczorem, z wielkim pokładem potu i krwi (niektórych z bardziej znanych tancerzy) spoczęła na swoim z dawna wymoszczonym miejscu.
Daliśmy jej pić, podłączyliśmy ją do odpływu. Dziś (z wczorajszego braku proszku) pralka wykonała pierwszy, jałowy jeszcze przebieg, właściwie wciąż wykonuje, słyszę ją zza drzwi łaziebnych :) jak mruczy. Stąd zrodził się pomysł na "Pierwsze Pranie".
Każdy, komu nieobce są zachwyty nad obracającym się w chaosie piany, wody i brudnych skarpet, bębnem, niech czuje się zaproszony na sobotnią imprezę połączoną z oglądaniem poprzedniego Wielkiego Pracza (tym co był, zanim nastałem JA) w akcji. A więc po kolei:

Na początek pójdą "białe", wiec każdy, kto może pochwalić się białą skarpetą (wiem, że niektórzy już białych nie używają, bo to obciach, ale każdy sportowiec amator grał, albo nadal gra w białych frotowych), albo inszym "białym", może liczyć na ciepłe przyjęcie.
Później idą "kolorowe", w tym "czarne", można się na tym etapie wyzwolić i określić :D a nawet pomalować. W razie innego układu sił, zmienimy ustawienie prania. Okaże się na etapie wywalania i przygotowań kup do prania brudów.

Wszyscy chętni powinni zgłosić się w okolice Pralki i towarzyszącego jej Wielkiego Pracza w sobotę najbliższą na 20 na "Pierwsze Pranie" :) Będzie też Harry, który ponoć ma depresję.

poniedziałek, 15 listopada 2010

Dlaczego wieszam

Powiesiłem, bo już zbyt długo leżało w pralce, gniotło się, mięło i gniło. Więc już nie gnije i ślicznie schnie.
W zamierzeniu miała to być forma wyrazu i jako taką ją traktuję.
Powiesiłem dwa teksty zupełnie niedawne, które rzucają trochę światła i lśnią czystością moich wyobrażeń.
Na razie mam tylko jeden sznurek więc wieszam uważnie.
Ale kto wie, jaki wiatr złapię i czy za jakiś czas nie rozciągnę drugiego. Się obaczy

czwartek, 11 listopada 2010

Pranie "kolorowe"...

Muzyka jest mi potrzebna jak pisanie i wyobraźnia. Wszystkie te elementy pozwalają mi robić wszystko, co nie mieści się w kręgu zainteresowania mojej natury. Więcej, robię wszystko, na co moja natura plwa i co nie mieści się w jej wyobrażeniu o sobie.
Świat mam kolorowy, jest tam ciepło, wietrznie i mgliście. Kolory i faktura mgły odpowiada mojej naturze z zielonym odcieniem uśmiechu.
Muzycznie odpoczywam i uciekam od pytań dotąd pozostających bez odpowiedzi – po co się pracuje dla czyjegoś marzenia. Żeby z tym skończyć trzeba najpierw odpowiedzieć sobie: jakie jest moje marzenie, w cieniu jakiego marzenia śpię, myję zęby, uporczywie nie wiążę butów i przeżywam codzienne ośmiogodzinne czyszczenie wyobraźni i swojego „ja”.
Później wystarczy przekonać innych ludzi, że warto w takie marzenie się ubrać i wyjść w nim w życie. Niedobrze jest właśnie wtedy, gdy ludzie wychodzą z takim marzeniem pod pachą albo w plecaku, bo marzenie jest ich przymusem, albo po prostu jest dla nich za duże.
Wiara w sens idzie w parze z wiedzą i motywacją do osiągania niematerialnych celów. Natchnienie jest ważne w każdej z dyscyplin życia – w miłości prywatnej, w pracy, w codzienności poza wymienionymi wcześniej fragmentami (gotowanie, mycie uszu, oglądanie TV, jazda samochodem).
Muzyką myślę i piszę do niej. Moje fale mózgowe drgają na pięciolinii :D

środa, 10 listopada 2010

Wieszam swoje pierwsze pranie...słucham jak schnie

Zaczynam, więc kawałek mojego tekstu. A nie ma lepszego sposobu na wejście, jak wejście z hukiem. Wchodzę z aligatorem...

Było wczesne wtorkowe popołudnie i właśnie opowiadałem dziewczynkom o tym, że muszę wieczorem wyjść do pracy. Nie chciały słuchać i mówiły, że nie rozumieją. Tego chyba nauczyły się od swojej mamy, ale miałem nadzieję, że na świadome złośliwości jeszcze przyjdzie czas. Teraz okazywały jedynie, że będą tęsknić i że kochają mnie maleńkością swoich serduch.
Za oknem ulicę kuł bezwzględny jak młot pneumatyczny, młot pneumatyczny. I tak już od dwóch godzin, z przerwą na sikanie, które słychać było dzięki blaszanej wiacie ustawionej niedaleko naszego ogrodzenia. Sikał na falistą i gwizdał. Na szczęście dziewczynki były wtedy jeszcze w przedszkolu. Teraz słyszały jedynie odgłos nie pozostawiający złudzeń co do spokojnego popołudnia.
Kuł i kuł i rąbał i dudnił i przeszywał dudnieniem i kłuł bębenki kuciem i nie mógł przestać.
-Co to jest tato? - zapytała młodsza Kasia, uświadamiając sobie w końcu, że nie zna tego dźwięku.
-Nie chcesz wiedzieć - odpowiedziała za mnie Zuzka. Zuzka miała to do siebie, że we wszystkim naśladowała matkę, taki wiek. Nie wiem czemu moja żona nie była jednak typem zakochanej i zauroczonej do szaleństwa w swoim mężczyźnie kobiety. Może nawet była, choć bezkrytyczności szukałem u niej czasem na próżno. Każdy facet lubi czasem żeby któs w niego patrzył jak w obrazek i nie oceniał nietrafionych decyzji.
-Jeśli wiesz, powiedz siostrze Zuziu - powiedziałem chcąc rzeczywiście sprawdzić ile wie, a na ile blefuje. Byłoby to ciekawe, że w wieku 6 lat potrafi ściemnić tak, żebym się nie zorientował, że nie zna odpowiedzi. Dotąd zawsze czułem kiedy nie wiedziała.
-Nie chcę, żeby się bała - zaszeptała pochylając się w moją stronę. Niestety szept przeszedł w ochrypły głos, który Kasia usłyszała i z pewnością odpowiedziała -Ja się niczego nie boję.
-Tato? - Zuzia jeszcze tylko sprawdziła czy "my dorośli" możemy uchylić rąbka tajemnicy dzieciakowi.
Kiwnąłem głową.
-To aligator - w tle słychać było cierpiący beton, który w dużym przybliżeniu mógł uchodzić za dzikie zwierzę.
-Nie strasz siostry
-Ja wcale jej nie straszę, prawdę mówię jej- trochę wpadła w poetykę mistrza Yody.
Światło świeciło prosto w nasze drzwi wejściowe i jedno małe okienko na lewo od drzwi i wysoko pod sufitem, zostawiając piękną i ciepłą smugę słonecznego blasku. Czasem dziewczynki łapały drobinki kurzu, innym razem chodziły po świetle jak po słonecznej drodze do krainy wyobraźni. Ja sam grzałem sobie stopy pijąc herbatę.
Coś załomotało o drzwi. W tle wciąż rąbiącego młota niewiele mogło być słychać. Ten dźwięk jednak wydał się jeszcze głośniejszy i jakby...groźny. 
Wstałem z zamiarem podejścia do drzwi, kiedy te wypadły z zawiasów i naszym oczom ukazał się aligator poruszający swoim wielkim ogonem tak szybko, jakby to był bicz, a nie kilkudziesięciokilogramowy kawał mięsa. 
-Aligatooooor - zaszeptała Kasia głosem pełnym czci nabożnej i uwielbienia, mniej strachu, niż mógłbym przypuszczać...